czwartek, 1 stycznia 2015

5. Astraea i Hebe, czyli "to dopiero początek drogi..."

Przepraszam za tak długą przerwę tutaj, ale miałam bardzo intensywne pisanie na Co by było, gdyby...

Niemniej nadrabiam i zapraszam na kolejny rozdział. Akcja będzie przyspieszana, a tajemnic coraz mniej^^
__________________

Symbol księżniczki we włosach. Osiem par oczu popatrzyło na siebie. Tak, kryształowe spinki. To był symbol księżniczki. Ta, od której zależy los gwiazd? Były zaskoczone. Żadna nie mogła sobie przypomnieć, jak brzmiało jej imię. Widzieli jej postać przed oczami. W końcu Saturn krzyknęła:
- Lutetia! To musi być ona!
Wszystkie jej przytaknęły. Z uśmiechem na ustach postanowiły się tam bezzwłocznie udać. Było jednak jeszcze coś, co było zapisane na kartce.
Tym razem nie będzie wskazówek. Znacie je. Jednak nie możecie tak po prostu udać się do niej. Musicie mieć symbol, po którym zostaniecie rozpoznane. Jego fragmenty otrzymacie od kolejnych wojowniczek. Tym razem nie czekają na Was żadne niespodzianki, choć jak zawsze musicie być czujne. Powodzenia.
Popatrzyły na siebie. Czuły, że coś się dzieje z Księżniczką. I to coś bardzo złego. W końcu dostały wiadomość od Królowej.
Jest źle, a nawet bardzo źle. Srebrny Kryształ się rozpada, a Serenity umiera. Proszę, pospieszcie się...
Teraz wiedziały, że nie mają czasu do stracenia. Im szybciej dostaną się do Lutetii i pozostałych, tym szybciej ją uratują...

***

Szybko, muszę działać szybko. I zdecydowanie. Te słowa powtarzała sobie Jowisz biegnąc przez tereny Astraei. Musiała jak najszybciej znaleźć jej władczynię. Po pewnym czasie zorientowała się, że biegnie w kółko. Przystanęła i zaczęła się rozglądać. W końcu zrozumiała, że chyba się zgubiła. Przysiadła na omszałym kamieniu i zaczęła układać plan. Mogła w nieskończoność biegać dookoła, albo załatwić sprawę sposobem. Sposobem starym jak świat. Prędzej czy później ktoś wyczuje obecność intruza. Postanowiła trochę poleżeć pod najbliższym drzewem. Leżała już tak ze dwie godziny ze źdźbłem trawy w zębach, kiedy jakaś postać przysłoniła jej dość liche w tym miejscu światło. Lekko otworzyła jedno oko. Jak należało się spodziewać, nie myliła się. Tubylec zawsze się zainteresuje obcym.
- Kim jesteś?  - zapytał dźwięczny głosik. Jowisz otworzyła oczy, spojrzała nieufnie na bacznie przyglądającą się jej postać, wypluła trawę i powiedziała:
- Przybyłam do Sailor Astraei. Czy mogłabyś mi wskazać do niej drogę?
Nieznajoma się uśmiechnęła, po czym powiedziała:
- Jeżeli zgadniesz jak mi na imię, wtedy Cię tam poprowadzę. Kluczem jest alfabet. Moje imię to 6525. - po czym przysiadła na kamieniu i uśmiechnęła się słodko.
6525? Kluczem alfabet? No to poległam. -  pomyślała Jowisz. Już miała odejść ze spuszczoną głową, kiedy przypomniała sobie pewną zabawę. Spojrzała na nieznajomą, po czym zapytała:
- Czy każda cyfra odpowiada literze?
Nieznajoma skinęła potakująco głową. Jowisz się uśmiechnęła, po czym zadała kolejne pytanie:
- Czy którakolwiek z tych cyfr jest sumą dwóch innych?
Tym razem nieznajoma zaprzeczyła. Jowisz już wiedziała. Kombinacja mogła być tylko jedna.
- Twoje imię to Febe.

Febe
Nieznajoma chwyciła ją za rękę i popędziły na środek łąki. Tam Febe wypowiedziała szeptem jakieś słowa. Nagle przed Jowiszem pojawił się stolik. Na nim leżały dwie kartki oraz przedmiot w jasnozielonym kolorze. Szatynka wzięła jedną z kartek. Po czym przeczytała:
Wprawdzie nie miało być już wskazówek, jednak musicie odnaleźć 10 części kryształu, żeby można było cokolwiek zdziałać. Pierwszą wskazówkę już otrzymałyście. Będzie to część, która symbolizuje Serenity. Będzie też jedna, która będzie sercem oraz osiem pozostałych. Mija wskazówka to Alter Ego. Powodzenia.
Kiedy tylko Jowisz przeczytała wiadomość i zebrała rzeczy ze stolika, niemal natychmiast znalazła się obok pozostałych wojowniczek...


***

Do kolejnej podróży wyznaczono Wojowniczkę Merkurego. Udała się na Hebe. Zaraz po wylądowaniu miała wrażenie, że świat wokół pozbawiono barw. Wszystko było w odcieniach szarości. Jedynie ona się wyróżniała. Było tam raczej chłodno, co potęgowała jeszcze obecność jezior dookoła. Szła rozglądając się, ale myśli zaprzątało jej co innego. Co tak właściwie ukrywała Dhalila? Musiała coś ukrywać, bo inaczej Vesta by jej nie musiała uciszać...W końcu w umyśle wojowniczki zrodziło się przypuszczenie: A jeśli to właśnie Dhalila stała za tym wszystkim? 
Tak długo nad tym myślała, że o mało nie uderzyła swoim frontem w ścianę. Zaskoczona odsunęła się od niej o kilka kroków. Popatrzyła na dziwne malowidło, które ją zdobiło. Po chwili postać na nim się poruszyła, a do uszu zaskoczonej wojowniczki dotarły słowa:
- Wiem, kim jesteś i co Cię tu sprowadza...
Merkury "włożyła" swoje okulary i usiłowała namierzyć właściciela głosu. Ten jednak się tylko zaśmiał. 
- Nie namierzysz mnie. Szkoda Twoich wysiłków. Sailor Hebe przygotowała coś dla Ciebie. Jednak żeby się do tego dostać, będziesz musiała trochę się wysilić i odpowiedzieć na kilka moich pytań. Czy jesteś gotowa?
Oniemiała Merkury tylko skinęła głową.
- Moje pierwsze pytanie: Czy to jest ściana, czy tylko hologram? Możesz sprawdzić to rękoma, jednak nie wolno Ci niczego dotknąć.
Merkury się chwile zastanawiała. Jak mogła sprawdzić, czy coś jest hologramem nie dotykając tego? W końcu wpadła na pomysł. Zaczęła machać rękoma w bliskim sąsiedztwie ściany, która w tym miejscu zaczęła się rozrywać. Wojowniczka uśmiechnęła się i powiedziała:
- To jest hologram.
Po tych słowach ściana zniknęła, a zamiast niej ujrzała dziewczynę.
- Moje drugie i ostatnie pytanie: Jakie jest moje imię? Dodam, że jest takie samo jak rosnąca tu roślina.
Merkury przykucnęła i zerwała kilka rosnących kwiatków. Delikatnie potarła nimi dłoń i powąchała. Po chwili nie miała wątpliwości.
- Twoje imię to Arnika.

Arnika

Dziewczyna się uśmiechnęła po czym bez słowa podała jej niedużą skrzyneczkę. Kiedy ją otworzyła, zobaczyła karteczkę i przedmiot mieniący się na brązowo. Leżał w jednej z szesnastu wyżłobionych przegródek, które układały się w kształt gwiazdy. Na kartce zaś było tylko kilka słów:
Kolejna wskazówka: Moja moc jest Twoją mocą.
Po chwili Merkury poczuła jak unosi się do góry...







niedziela, 26 października 2014

4. Vesta, czyli "nie igraj z ogniem..."

Gorąco. To poczuły jako pierwsze. Jako drugie zaś zauważyły niezmierzone pokłady rozbuchanej lawy tuż pod nimi. Nie bardzo wiedziały,w którą stronę miły uciekać. Biegły więc na oślep, pokonując mniejsze lub większe dziury, z których buchało gorące powietrze. W końcu zauważyły ścieżkę prowadzącą na dół. Wydało im się to trochę dziwne, ale nie miały innego wyjścia. Ścieżka była wręcz wybrukowana, co sprawiało dziwne wrażenie, kiedy się rozejrzały dookoła. Postanowiły być czujne. Nawet bardzo czujne...

Gdzieś w połowie drogi z góry spostrzegły, że ktoś za nimi idzie. W panującym dookoła mroku dojrzały tylko jasne ślepia. Po chwili, jak gdyby nigdy nic, podszedł do nich ich właściciel. Okazał się on czarną panterą, która delikatnym głosem powiedziała:
- Jeżeli się zagubiłyście, chodźcie za mną.
Merkury popatrzyła na Jowisz. Kiedy ta wzruszyła ramionami, niechętnie poszła za kotem. Po dłuższej chwili doszły do małego domku. Zza drzwi dobiegał śpiew. Wojowniczki wiedziały, że nie doszły do siedziby Sailor Vesty. Ona nie umiała śpiewać. Szybko wyjśniło się, do kogo należy ów głos.
- Flame, kogo mi przyprowadziłeś? - Czarnowłosa piękność wyszła z domku. Merkury od razu ją poznała. Podobnie jak ona je.
- Co wy tu robicie?! Przecież Serenity jasno powiedziała, że...
- Dhalila, ona jest w niebezpieczeństwie... - powiedziała Merkury.
- Nie zmienia to jednak sytuacji. Nie wolno mi dopuścić Was do Vesty. Flame odprowadzi Was do teleportu.
- Dhal, ty nie rozumiesz... Życie księżniczki jest zagrożone... Tylko... - Jowisz usiłowała ją przekonać. Dhalila była jednak nieubłagana...

Dhalila i Flame
Szły za Flame przez ciemny las. Nie miały pojęcia dokąd idą. Widziały jedynie kawałek terenu przed sobą. Po jakimś czasie zorientowały się, że są same.
- Nigdy nie podejrzewałabym o to Dhal... - powiedziała szeptem Jowisz.
- Ja też. Chyba poczuła się wtedy bardzo urażona... - Merkury rozglądała się niespokojnie po pogrążonym w ciemnościach lesie. - Wiesz, chyba utrata mocy i ciepłej posadki w Księżycowym Pałacu tak na nią podziałały...
- To było do przewidzenia. Zresztą do tej pory nie wiem, o co poszło w tej całej absurdalnej sytuacji z Wojowniczkami Asteroid... - spojrzała na Merkury przeczesującą teren. Wysunęła swój piorunochron, który po chwili zaczął emitować jasne światło. - Będzie pomocne?
Merkury z uśmiechem pokiwała głową.
- Wiesz, w sumie to zaczęło się od kłótni pomiędzy Dhal i Królową. Nie pierwszy raz się jej postawiła, ale tym razem po jej stronie stanęły wojowniczki. Królowa nie miała wyjścia. Musiała je wszystkie odesłać...
-W sumie to może i dobrze się stało... Merkury! Uważaj!
Na nic się zdały jej krzyki. Zostały otoczone przez wiele kolorowych motyli. Po chwili poczuły, że się unoszą...

- Czy nie wiecie, że w lesie nie warto mówić o rzeczach, które mogą zaszkodzić Wam i tym, którzy Was otaczają?
- Kim jesteś? - zapytała Merkury.
- Nie wiecie, że nie warto igrać z ogniem?
Morze motyli rozrzedziło się. Wojowniczki spojrzały na dół. Znajdowały się dokładnie nad kraterem wulkanu. Tego samego, na którym wylądowały...
- Kim jesteś? - powtórzyła Merkury, po czym dodała - Dlaczego to robisz?
- Jestem Lilith. Zwą mnie strażniczką pałacu Vesty. Ja również pilnuję, żeby jej ogień nigdy nie wygasł. Tylko ode mnie zależy, czy się tam dostaniecie...
- Więc jaka jest Twoja decyzja? - zapytała spanikowana Jowisz.
- Zgoda. Możecie tam wejść. Jednak nie jestem pewna, czy dacie radę dotrzeć tam w całości - dłonią wskazała krater.
Merkury złapała Jowisz za rękę. Wokół nich zaczęła się tworzyć bańka wodna. W tej samej chwili poleciały wprost do krateru...

Lilith
- Muszę to przyznać. Nie spodziewałam się po was aż takiej odwagi.
Te słowa spowodowały, że Jowisz i Merkury się nagle odwróciły.
- Vesta... - wydyszała Merkury.
- Spokojnie. wiem już o wszystkim. Takie wiadomości rozchodzą się tu lotem błyskawicy.
- Pomożesz? - zapytała Jowisz.
- Tak. Oto czwarta częśc wskazówki. Teraz możecie ruszyć z powrotem. Wystarczy przejść przez te drzwi...
- A Dhalila?
- O nią i o Lilith nie musicie się martwić. Rzuciłam już zaklęcie, które wymaże im pamięć. Wszystko tu zacznie się od nowa, jak gdyby was tu nie było...
Merkury i Jowisz przeszły przez drzwi. Po chwili znalazły się obok pozostałej szóstki. Kiedy złączyły wszystkie wskazówki ich oczom ukazał się napis: Szukajcie tych, które mają we włosach symbol księżniczki. Jedną z nich jest ta, od której zależy los gwiazd...




środa, 24 września 2014

3. Junona, czyli "w tym szaleństwie jest metoda..."

Po pierwszych krokach w dżungli obie stwierdziły, że musiały być szalone przybywając tutaj. Wszędzie rosły wysokie drzewa, a roślinność pod nimi przesłaniała cały widok. Doszło w końcu do tego, że Saturn użyła swej kosy w celach zgoła innych do przeznaczonych. Niczym stary rolnik kosiła glewią wszelkie przeszkody, na które natrafiały. W końcu doszły do polany Mogły odetchnąć. Problem w tym, że nie było tam tego, co spodziewały się zastać. Rozglądały się dookoła, szukając czegokolwiek, co przypomina zamek, pałac, lub choćby szałas. Zamiast tego spotkały dwie istoty żyjące w tym gąszczu. Pluton już miała się ich zapytać o jakąś wskazówkę, jak znaleźć Sailor Junonę, kiedy spostrzegła jawną nienawiść w ich oczach. Po chwili ogarnęła ją ciemność...

Obudziły się równocześnie. Nie były już na polanie. Znajdowały się na drzewie przywiązane łańcuchami. Poniżej pnia leżały Kosa Ciszy i Klucz. Zanim jednak zaczęły się wyrywać usłyszały piskliwy głosik:
- Ciri! Ocknęły się wreszcie!
Przed nimi stały dwie skrzydlate istoty. Te same, które spotkały na polanie.
- Miri, co z nimi zrobimy? - dopytywała się ta w jaśniejszym stroju. - Nawet nie wiemy, kim one są...
- A jakie to ma znaczenie Ciri? Przyszły tu nieproszone i wycięły połowę lasu. Gdzie się teraz ukryjemy? I jak to przyjmie Juno?
- Juno... Tak, ona na pewno się rozgniewa... Tym bardziej, że te dwie przypominają mi ją samą, znaczy się wojowniczkę. - Popatrzyła na towarzyszkę...
- Nie mamy wyjścia. Ognisko kontrolowane...
Pluton nie wytrzymała.
- Co wy zamierzacie z nami zrobić?! Jesteście szalone! - zaczęła się szarpać. Kiedy uwolniła jedną dłoń spróbowała przywołać swój talizman. Zauważyła to Miri, która natychmiast ponownie ją uwięziła.
- Nie tak szybko. Nie dostaniesz swojego przedmiotu. A za to, że nazwałaś mnie szaloną...
Pluton i Saturn zauważyły iskierki w jej dłoni. Po chwili drzewo i leżące pod nim przedmioty zaczęły płonąć. Saturn krzyknęła jeszcze "ratunku", po czym po raz kolejny spowiła je ciemność...

Miri i Ciri

Coś łaskotało ją w policzek. Otworzyła oczy. Leżała w dość wysokiej trawie. Spojrzała dookoła. To była ta sama polana, na której spotkały Miri i Ciri. Sen? Usiadła i rozejrzała się. Las wyglądał tak, jakby nigdy nikt nic w nim nie wyciął. Wszystko wróciło do punktu wyjścia... Spojrzała na leżącą obok z otwartymi oczami Pluton. Obok nich leżały ich przedmioty. Czy to wszystko to był tylko sen?
- Witajcie na polanie Junony. - przed nimi rozległ się miły i głęboki głos. - Nie bójcie się. Miri i Ciri dostały odpowiednią nauczkę za swoją nadgorliwość... Wy zaś w ramach rekompensaty dostąpiłyście zaszczytu stanięcia oko w oko z naszą władczynią...
- Gdzie jesteś? Kim jesteś? - krzyknęła Saturn
Po chwili przed nimi kazała się eteryczna blondynka w zielonej sukience.
- Nazywają mnie Rene. Zaprowadzę was do pałacu. Czy umiecie wspinać się po drzewach?
Wojowniczki spojrzały na siebie z niedowierzaniem, po czym jednocześnie pokręciły głowami zaprzeczając. Rene tylko się uśmiechnęła po czym powiedziała:
- W takim układzie pozostaje Wam tylko jedno: nauczyć się.
Po czym wybuchnęła radosnym śmiechem.

Rene
Zziajane dotarły w końcu do pałacu. W życiu nie przypuszczały, że wejście na drzewo może być tak wyczerpujące. Kiedy tylko złapały oddech usłyszały głos:
- Witam! Jak widzę dostałyście dzisiaj niezły wycisk...
- Witaj Junono - powiedziała Pluton. Jak sądzę znany jest Ci powód naszego przybycia...
Junona przez chwilę milczała, po czym powiedziała:
- Oczywiście. Mam nadzieję, że zdążycie uratować Księżniczkę Serenity... Oczywiście przekażę Wam dalsze wskazówki. Ja niestety nie mogę Wam pomóc. No chyba, że potrzebna będzie pomoc w jakiejś walce - zmrużyła jedno oko, po czym dodała z zawadiackim uśmiechem - Same zresztą poznałyście smak jednego z moich forteli...
Saturn ścisnęła mocniej Kosę Ciszy, po czym zapytała:
- Czy na tej planecie wszyscy są tak szaleni, czy to tylko poczucie humoru?
Junona wybuchnęła śmiechem.
- Tak, są szaleni, ale wiesz, w tym szaleństwie jest metoda.
Klasnęła w dłonie. Kiedy wracały do bardziej zrównoważonego towarzystwa, ściskając w dłoni wskazówkę, towarzyszył im jej śmiech...

Merkury i Jowisz tymczasem zapuściły się w mało przyjazne rejony na Weście... Wylądowały na szczycie wulkanu...



poniedziałek, 1 września 2014

2. Pallas, czyli "nie daj się zwieść pozorom..."

Zimno. To było pierwsze, co poczuły. Wojowniczki z Marsa i Wenus patrzyły na siebie z niepokojem. Cóż, nie spodziewały się tego. Z odległości planeta ta nie wyglądała na skutą lodem. Mozolnie ruszyły do przodu. Brnęły po kolana w zaspach, co nie ułatwiało im tej podróży. Były jednak zdesperowane. Musiały odnaleźć Sailor Pallas i prosić ją o pomoc. W końcu doszły do, jak im się wydawało, jej siedziby. Przed lodową ścianą spotkały jednak osobę, która rozwiała ich nadzieje.
- Kimkolwiek jesteście, musicie odejść. - powiedziała nieznajoma ze spokojem, po czym podeszła do nich. - Wojowniczki planet, jak wiecie, nie jesteście tu najmilej widziane...
- My... my musimy... - zaczęła czarnowłosa, jednak blondynka jej szybko przerwała.
- A co, jeżeli stąd nie odejdziemy?
Nieznajoma nie odezwała się. Spojrzała na nie spod śnieżnobiałego kaptura. W jej oczach dało się wyczytać jawną niechęć. Mimo to skrycie podziwiała odwagę Wojowniczek. Pogłaskała dłonią swojego towarzysza.
- Musicie wiedzieć, że droga do pałacu jest bardzo długa. Aram was zaprowadzi do jej początku. Pamiętajcie. Nie dajcie się zwieść pozorom...
Nieznajoma już miała odejść, kiedy Wenus zapytała.
- Jak ci właściwie na imię?
Kobieta odwróciła głowę.
- Ja was nie pytałam o imiona. Jednak skoro chcesz wiedzieć, to zwą mnie Mara.
Po tych słowach rozpłynęła się w wirujących płatkach śniegu. Wojowniczki zaś podążyły za białym tygrysem.

Aram i Mara

Znajdowały się przed wejściem do czegoś. Wiedziały jedynie, że to coś jest wysokie i zrobione z lodu. Nie mogły się wycofać, zwłaszcza, że Aram groźnie szczerzył kły. Przysiadł sobie naprzeciw nich. Żadna nie miała ochoty spotkać się z jego zębami. westchnęły i weszły wgłąb. Wszystko było takie samo. Droga ciągnęła się w nieskończoność. Kiedy jednak zobaczyły przed sobą ścianę, zrozumiały, że w najlepszym wypadku trafiły do labiryntu. Przy kapce szczęścia może kiedyś uda im się z niego wyjść...
- Mars! Przecież to jest lód! Użyj ognia! - wykrzyknęła Wenus olśniona nagłym odkryciem.
Brunetka nie była do końca przekonana o słuszności tego pomysłu. Wiedziała jednak, że może to być ich jedyna szansa... Niewiele się namyślając wzbudziła płomienie. Początkowo szło dobrze. Lód topniał, mogły iść dalej. Jednak za sobą usłyszały chichot. Po chwili otoczyły je tysiące lodowych figurek, które zaczęły wirować. Każdy jeden atak odbijał się od ich niczym od ściany. Powoli traciły nadzieję i orientację...


Nagle usłyszały cichy głosik.
- Nie patrzcie na nie. Zamknijcie oczy i czekajcie. Za chwilę znikną.
Wojowniczki spojrzały na siebie. Wiedziały, że w tej sytuacji nie mają nic do stracenia. Po chwili rzeczywiście zniknęły.
- Kim jesteś? - zapytała Mars.
- Dlaczego nam pomagasz? - dodała Wenus.
- Nazywam się Ariadna. Jestem jedną ze strażniczek w tym labiryncie. Postanowiłam wam pomóc, bo zdaję sobie sprawę z powagi waszej misji. Chodźcie za mną. Pokaże wam wyjście. Za nim jest siedziba Sailor Pallas, ale nie wiem, czy i jak zostaniecie tam przyjęte...
Chciały jeszcze o coś zapytać, ale Ariadna leciała bardzo szybko. Musiały biec, żeby za nią nadążyć. W końcu zziajane stanęły przed lodowym zamkiem.
- Powodzenia. - powiedziała Ariadna, po czym odleciała w kierunku labiryntu.

Ariadna
Wahały się. Żadna z nich nie chciała przekroczyć bramy zamku. Spojrzały na siebie i równocześnie przekroczyły próg. Niemal natychmiast znalazły się przed obliczem Sailor Pallas. 
- Nie wiem, jak wam się udało przejść przez labirynt. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek się tu zjawicie... Doceniam jednak odwagę, choć kusi mnie, żeby nazwać to brawurą. A teraz słucham z czym przychodzicie.
Wojowniczki pokrótce wyjaśniły jej w czym rzecz. 
- Niestety, ja nie mogę wam pomóc. Dam wam jednak drugą część wskazówki. Jak rozumiem reszta wojowniczek szuka dalej.
Kiedy skinęły potakująco głowami, Sailor Pallas włożyła do ręki Sailor Mars kartkę.
- Pilnujcie jej jak oka w głowie. Powodzenia.
Kiedy Sailor Pallas od nich odeszła, dookoła nich zawirowały płatki śniegu. Po chwili znalazły się obok Urana i Neptuna. 

Tymczasem Pluton i Saturn wylądowały w samym środku dżungli na Junonie...




czwartek, 24 lipca 2014

1. Ceres, czyli "nie jesteście tu mile widziane..."

Stały obok siebie. Odkąd tylko ich stopy dotknęły powierzchni Ceres były w pełnej gotowości. Nasłuchiwały. W końcu, kiedy już im się wydawało, że mogą odetchnąć i wyruszyć na poszukiwania Sailor Ceres, wydarzyła się rzecz zdumiewająca. Znikąd pojawiła się chmara różowych i żółtych motyli, która ja szczelnie otoczyła. Poczuły, jak się unoszą...

Przebudzenie nie należało do najmilszych. Siedziały oparte o drzewo. Ręce miały skrępowane. Ich talizmany dyndały na linach na wysokości ich oczu.
- Kim jesteście? - usłyszały pytanie wypowiedziane dość donośnym głosem. Rozejrzały się, ale nikogo nie zobaczyły.
- Kim jesteście? - głos powtórzył swoje pytanie. Znów się rozejrzały. Po raz kolejny nikogo nie zauważyły.
Już zaczęły myśleć, że są w jakiejś ukrytej kamerze, kiedy ją zobaczyły. Siedziała wewnątrz kwiatu i przyglądała im się z surowym wyrazem twarzy.
- Kim jesteście? - zapytała po raz kolejny, po czym do nich podfrunęła.
- My... My... - zaczęła plątać się wojowniczka Urana, kiedy niespodziewanie przerwała jej wojowniczka Neptuna.
- Przybyłyśmy do Saior Ceres. To sprawa życia i śmierci.
- To wiem. - odrzekła właścicielka głosu. - Inaczej w ogóle byście się tu nie pojawiły. Na imię mi Akate. Jestem strażniczką tego lasu. Bez mojej zgody nie dostaniecie się do Sailor Ceres. Ponownie więc pytam: Kim jesteście?

Akate

Uran i Neptun nie wiedziały, co mają powiedzieć. Jakakolwiek prawda o nich mogłaby spowodować nieodwracalne skutki, zwłaszcza, kiedy chodziło o księżniczkę. Na to nie mogły sobie pozwolić. Dobrze, że nie miały na sobie dystynkcji, które nosiły w Królestwie. Były ubrane w zwykłem mundurki. Zdradzić je mogły jedynie talizmany.
- My... Jesteśmy... yyyyyy - zaczęła wojowniczka Urana.
- Haruka i Michiru. - dokończyła wojowniczka Neptuna, po czym popatrzyła wymownie na swoją towarzyszkę. - Przybywamy w bardzo ważnej sprawie. Chodzi o życie...
- Kogoś bardzo dla nas ważnego - przerwała jej Haruka. Cały czas trzymała za rękę swoją towarzyszkę.
- Ważnego mówicie... Cóż, ta osoba musi być ważna, skoro posunęłyście się do kradzieży dwóch potężnych talizmanów. - Akate studiowała wyrazy twarzy dziewcząt. Po chwili jednak dodała: - Ale wy ich nie ukradłyście! Wojowniczki Urana i Neptuna we własnej osobie.
- Ale...ale skąd ty... - zaczęła Haruka, ale Akate uciszyła ją jednym ruchem ręki.
- Po oczach. Nie nadajecie się do gry w pokera. Oczy was zawsze zdradzą. Nie mam innego wyboru. Musicie stąd odejść.
- Ale, ale my... - zaczęła Michiru, lecz szybko przerwała, ponieważ otoczyła je chmara różnokolorowych motyli. Kiedy już myślały, że wszystko stracone, usłyszały cienki głosik.
- Nie martwcie się. Ja Wam pomogę.

Chwilę później stały na polanie. Dookoła panowała cisza. Przed nimi unosiła się kolejna osóbka na motylich skrzydłach.
- Jestem Anita, jedna ze strażniczek zamku Sailor Ceres. Wiem, że powód waszego przybycia musi być poważny. dlatego umożliwię, Wam spotkanie z nią.
Anita klasnęła w dłonie i nagle na polanie ukazał się pałacyk.
- Wejdźcie do środka. Ona jest tam. Powodzenia.
Kiedy oniemiałe wojowniczki weszły, znów klasnęła w dłonie. Polana była pusta.

Anita
W pałacu niemal natychmiast trafiły do sali, w której przebywała Sailor Ceres. Haruka już miała się odezwać, kiedy usłyszały jej głos.
- Wojowniczki planet układu słonecznego. No proszę... Nie jesteście tu mile widziane, odkad uznałyście, żę nasza pomoc jest Wam niepotrzebna. Jednak jak się okazuje, nie miałyście racji. Słucham więc, co Was do mnie sprowadza?
Popatrzyły na cyniczny wyraz jej twarzy. Nie wiedziały, od czego mają zacząć. W końcu Haruka zaczęła mówić.
- Sailor Ceres. Wiemy, że mamy w Was raczej wrogów niż przyjaciół. Niemniej sprawa jest poważna. Chodzi o Serenity...
Z twarzy Ceres zniknął cynizm. Pojawiło się zainteresowanie.
- Co z nią? Dobrze się bawi na przyjęciach w pałacach galaktyki?
- Jej życie jest zagrożone. Srebrny Kryształ zaczął się rozpadać. Jesteście naszą jedyną szansą... - powiedziała drżącym głosem Michiru.
Ceres zamknęła oczy. Tak, jak mówiła Akate, one nie potrafią kłamać. Podobnie jak ona. 
- W innych warunkach już dawno byście wracały do domu. Jednak...  - Ceres otarła dłonią łzę spływającą po jej policzku. - Ta sytuacja nie zostanie bez wpływu na nas. Pomogę Wam. Dam Wam część instrukcji, które doprowadzą Was do Wojowniczek posiadających części Srebrnego Kryształu. Jest ich dziesięć. Osiem z nich jest Waszymi odzwierciedleniami, natomiast pozostałe dwie stanowią o sile Księżniczki Serenity i Srebrnego Kryształu. Musicie je odnaleźć, inaczej nie będziecie w stanie ich uratować. Na tej kartce macie część wskazówki, jak odnaleźć pierwszą z nich.
- Część wskazówki? - zapytała Michiru.
- Tak. Niestety, dalsze trzy części mają kolejne wojowniczki. Mam nadzieję, że będą mniej wrogo nastawione do Was. Weźcie swoje talizmany leżące na stoliku i wyjdźcie tamtymi drzwiami. Powodzenia.

Po chwili były z powrotem w miejscu, z którego wyruszyły.
- Ciekawe, jak idzie reszcie... - powiedziała Haruka, po czym mocniej ścisnęła w ręce kartkę z częścią wskazówki.

W tym samym czasie Wojowniczki z Wenus i Marsa postawiły swoje stopy na Pallas...



wtorek, 22 lipca 2014

Prolog

Stało się. Tylko pomoc wojowniczek mogła przywrócić równowagę. Ocalić Serenity...

Nie miały czasu do stracenia. Musiały działać szybko. Wiedziały, że Srebrny Kryształ długo nie wytrzyma. Ocalić go mogły jedynie cząstki mocy Wojowniczek z Asteroid. Musiały tylko je odnaleźć...

Teleportowały się. Każda z nich miała przed oczami słabnącą księżniczkę. Każda chciała ją ocalić. Było ich osiem. Ich moc była wielka, jednak była niczym w porównaniu z mocą Asteroid. Zamknęły oczy. Czekała je długa droga.

Odnaleźć asteroidę było jeszcze dość łatwo. Problemy zaczęły się przy odnalezieniu wojowniczek. Czas je naglił. Postanowiły się rozdzielić. Tylko tak mogły zaoszczędzić trochę cennego czasu. Udawały się na kolejne asteroidy i szukały.

Cierpliwość bywa cnotą. Przekonały się o tym Wojowniczki Urana i Neptuna. Odnalezienie Sailor Ceres było trudne. Jednak jak się miało okazać, dopiero po pierwszym spotkaniu zaczęły się schody... I to strome...