środa, 24 września 2014

3. Junona, czyli "w tym szaleństwie jest metoda..."

Po pierwszych krokach w dżungli obie stwierdziły, że musiały być szalone przybywając tutaj. Wszędzie rosły wysokie drzewa, a roślinność pod nimi przesłaniała cały widok. Doszło w końcu do tego, że Saturn użyła swej kosy w celach zgoła innych do przeznaczonych. Niczym stary rolnik kosiła glewią wszelkie przeszkody, na które natrafiały. W końcu doszły do polany Mogły odetchnąć. Problem w tym, że nie było tam tego, co spodziewały się zastać. Rozglądały się dookoła, szukając czegokolwiek, co przypomina zamek, pałac, lub choćby szałas. Zamiast tego spotkały dwie istoty żyjące w tym gąszczu. Pluton już miała się ich zapytać o jakąś wskazówkę, jak znaleźć Sailor Junonę, kiedy spostrzegła jawną nienawiść w ich oczach. Po chwili ogarnęła ją ciemność...

Obudziły się równocześnie. Nie były już na polanie. Znajdowały się na drzewie przywiązane łańcuchami. Poniżej pnia leżały Kosa Ciszy i Klucz. Zanim jednak zaczęły się wyrywać usłyszały piskliwy głosik:
- Ciri! Ocknęły się wreszcie!
Przed nimi stały dwie skrzydlate istoty. Te same, które spotkały na polanie.
- Miri, co z nimi zrobimy? - dopytywała się ta w jaśniejszym stroju. - Nawet nie wiemy, kim one są...
- A jakie to ma znaczenie Ciri? Przyszły tu nieproszone i wycięły połowę lasu. Gdzie się teraz ukryjemy? I jak to przyjmie Juno?
- Juno... Tak, ona na pewno się rozgniewa... Tym bardziej, że te dwie przypominają mi ją samą, znaczy się wojowniczkę. - Popatrzyła na towarzyszkę...
- Nie mamy wyjścia. Ognisko kontrolowane...
Pluton nie wytrzymała.
- Co wy zamierzacie z nami zrobić?! Jesteście szalone! - zaczęła się szarpać. Kiedy uwolniła jedną dłoń spróbowała przywołać swój talizman. Zauważyła to Miri, która natychmiast ponownie ją uwięziła.
- Nie tak szybko. Nie dostaniesz swojego przedmiotu. A za to, że nazwałaś mnie szaloną...
Pluton i Saturn zauważyły iskierki w jej dłoni. Po chwili drzewo i leżące pod nim przedmioty zaczęły płonąć. Saturn krzyknęła jeszcze "ratunku", po czym po raz kolejny spowiła je ciemność...

Miri i Ciri

Coś łaskotało ją w policzek. Otworzyła oczy. Leżała w dość wysokiej trawie. Spojrzała dookoła. To była ta sama polana, na której spotkały Miri i Ciri. Sen? Usiadła i rozejrzała się. Las wyglądał tak, jakby nigdy nikt nic w nim nie wyciął. Wszystko wróciło do punktu wyjścia... Spojrzała na leżącą obok z otwartymi oczami Pluton. Obok nich leżały ich przedmioty. Czy to wszystko to był tylko sen?
- Witajcie na polanie Junony. - przed nimi rozległ się miły i głęboki głos. - Nie bójcie się. Miri i Ciri dostały odpowiednią nauczkę za swoją nadgorliwość... Wy zaś w ramach rekompensaty dostąpiłyście zaszczytu stanięcia oko w oko z naszą władczynią...
- Gdzie jesteś? Kim jesteś? - krzyknęła Saturn
Po chwili przed nimi kazała się eteryczna blondynka w zielonej sukience.
- Nazywają mnie Rene. Zaprowadzę was do pałacu. Czy umiecie wspinać się po drzewach?
Wojowniczki spojrzały na siebie z niedowierzaniem, po czym jednocześnie pokręciły głowami zaprzeczając. Rene tylko się uśmiechnęła po czym powiedziała:
- W takim układzie pozostaje Wam tylko jedno: nauczyć się.
Po czym wybuchnęła radosnym śmiechem.

Rene
Zziajane dotarły w końcu do pałacu. W życiu nie przypuszczały, że wejście na drzewo może być tak wyczerpujące. Kiedy tylko złapały oddech usłyszały głos:
- Witam! Jak widzę dostałyście dzisiaj niezły wycisk...
- Witaj Junono - powiedziała Pluton. Jak sądzę znany jest Ci powód naszego przybycia...
Junona przez chwilę milczała, po czym powiedziała:
- Oczywiście. Mam nadzieję, że zdążycie uratować Księżniczkę Serenity... Oczywiście przekażę Wam dalsze wskazówki. Ja niestety nie mogę Wam pomóc. No chyba, że potrzebna będzie pomoc w jakiejś walce - zmrużyła jedno oko, po czym dodała z zawadiackim uśmiechem - Same zresztą poznałyście smak jednego z moich forteli...
Saturn ścisnęła mocniej Kosę Ciszy, po czym zapytała:
- Czy na tej planecie wszyscy są tak szaleni, czy to tylko poczucie humoru?
Junona wybuchnęła śmiechem.
- Tak, są szaleni, ale wiesz, w tym szaleństwie jest metoda.
Klasnęła w dłonie. Kiedy wracały do bardziej zrównoważonego towarzystwa, ściskając w dłoni wskazówkę, towarzyszył im jej śmiech...

Merkury i Jowisz tymczasem zapuściły się w mało przyjazne rejony na Weście... Wylądowały na szczycie wulkanu...



poniedziałek, 1 września 2014

2. Pallas, czyli "nie daj się zwieść pozorom..."

Zimno. To było pierwsze, co poczuły. Wojowniczki z Marsa i Wenus patrzyły na siebie z niepokojem. Cóż, nie spodziewały się tego. Z odległości planeta ta nie wyglądała na skutą lodem. Mozolnie ruszyły do przodu. Brnęły po kolana w zaspach, co nie ułatwiało im tej podróży. Były jednak zdesperowane. Musiały odnaleźć Sailor Pallas i prosić ją o pomoc. W końcu doszły do, jak im się wydawało, jej siedziby. Przed lodową ścianą spotkały jednak osobę, która rozwiała ich nadzieje.
- Kimkolwiek jesteście, musicie odejść. - powiedziała nieznajoma ze spokojem, po czym podeszła do nich. - Wojowniczki planet, jak wiecie, nie jesteście tu najmilej widziane...
- My... my musimy... - zaczęła czarnowłosa, jednak blondynka jej szybko przerwała.
- A co, jeżeli stąd nie odejdziemy?
Nieznajoma nie odezwała się. Spojrzała na nie spod śnieżnobiałego kaptura. W jej oczach dało się wyczytać jawną niechęć. Mimo to skrycie podziwiała odwagę Wojowniczek. Pogłaskała dłonią swojego towarzysza.
- Musicie wiedzieć, że droga do pałacu jest bardzo długa. Aram was zaprowadzi do jej początku. Pamiętajcie. Nie dajcie się zwieść pozorom...
Nieznajoma już miała odejść, kiedy Wenus zapytała.
- Jak ci właściwie na imię?
Kobieta odwróciła głowę.
- Ja was nie pytałam o imiona. Jednak skoro chcesz wiedzieć, to zwą mnie Mara.
Po tych słowach rozpłynęła się w wirujących płatkach śniegu. Wojowniczki zaś podążyły za białym tygrysem.

Aram i Mara

Znajdowały się przed wejściem do czegoś. Wiedziały jedynie, że to coś jest wysokie i zrobione z lodu. Nie mogły się wycofać, zwłaszcza, że Aram groźnie szczerzył kły. Przysiadł sobie naprzeciw nich. Żadna nie miała ochoty spotkać się z jego zębami. westchnęły i weszły wgłąb. Wszystko było takie samo. Droga ciągnęła się w nieskończoność. Kiedy jednak zobaczyły przed sobą ścianę, zrozumiały, że w najlepszym wypadku trafiły do labiryntu. Przy kapce szczęścia może kiedyś uda im się z niego wyjść...
- Mars! Przecież to jest lód! Użyj ognia! - wykrzyknęła Wenus olśniona nagłym odkryciem.
Brunetka nie była do końca przekonana o słuszności tego pomysłu. Wiedziała jednak, że może to być ich jedyna szansa... Niewiele się namyślając wzbudziła płomienie. Początkowo szło dobrze. Lód topniał, mogły iść dalej. Jednak za sobą usłyszały chichot. Po chwili otoczyły je tysiące lodowych figurek, które zaczęły wirować. Każdy jeden atak odbijał się od ich niczym od ściany. Powoli traciły nadzieję i orientację...


Nagle usłyszały cichy głosik.
- Nie patrzcie na nie. Zamknijcie oczy i czekajcie. Za chwilę znikną.
Wojowniczki spojrzały na siebie. Wiedziały, że w tej sytuacji nie mają nic do stracenia. Po chwili rzeczywiście zniknęły.
- Kim jesteś? - zapytała Mars.
- Dlaczego nam pomagasz? - dodała Wenus.
- Nazywam się Ariadna. Jestem jedną ze strażniczek w tym labiryncie. Postanowiłam wam pomóc, bo zdaję sobie sprawę z powagi waszej misji. Chodźcie za mną. Pokaże wam wyjście. Za nim jest siedziba Sailor Pallas, ale nie wiem, czy i jak zostaniecie tam przyjęte...
Chciały jeszcze o coś zapytać, ale Ariadna leciała bardzo szybko. Musiały biec, żeby za nią nadążyć. W końcu zziajane stanęły przed lodowym zamkiem.
- Powodzenia. - powiedziała Ariadna, po czym odleciała w kierunku labiryntu.

Ariadna
Wahały się. Żadna z nich nie chciała przekroczyć bramy zamku. Spojrzały na siebie i równocześnie przekroczyły próg. Niemal natychmiast znalazły się przed obliczem Sailor Pallas. 
- Nie wiem, jak wam się udało przejść przez labirynt. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek się tu zjawicie... Doceniam jednak odwagę, choć kusi mnie, żeby nazwać to brawurą. A teraz słucham z czym przychodzicie.
Wojowniczki pokrótce wyjaśniły jej w czym rzecz. 
- Niestety, ja nie mogę wam pomóc. Dam wam jednak drugą część wskazówki. Jak rozumiem reszta wojowniczek szuka dalej.
Kiedy skinęły potakująco głowami, Sailor Pallas włożyła do ręki Sailor Mars kartkę.
- Pilnujcie jej jak oka w głowie. Powodzenia.
Kiedy Sailor Pallas od nich odeszła, dookoła nich zawirowały płatki śniegu. Po chwili znalazły się obok Urana i Neptuna. 

Tymczasem Pluton i Saturn wylądowały w samym środku dżungli na Junonie...